Z Ukrainy wracamy na noc do Suczawy i z samego rana ruszamy dalej. Po wspomnieniach granicy ukraińskiej, obawiam się coraz bardziej mołdawskiej. Rumuńsko-mołdawską granicę przekraczamy w Leuseni. I niespodzianka! Przejście graniczne bardzo nowoczesne, zupełnie normalne, grzeczna, spokojna obsługa, pogranicznicy mówią po angielsku, sami kierują gdzie po winietę. Miła odmiana po tym jak nas Ukraina przywitała...
Kolejna niespodzianka to droga od granicy do Kiszyniowa - nowiutki asfalt, bardzo mały ruch, dookoła piękne widoki. Do stolicy od granicy docieramy w godzinę. Moja wiedza o Mołdowie/Mołdawii była bardzo mała przed przyjazdem. Obawiałam się, że Mołdowa może być cywilizacyjnie i kulturowo na poziomie niższym niż Ukraina. A to pozytywne zaskoczenie!
Na wstępie kilka słów o Mołdowie. Mam problem (mieszkańcy tego kraju chyba też...) ze zdefiniowaniem tego kraju jako kraju. Pierwszy problem - nazwa. Pojawia się Mołdowa i Mołdawia, Republika Mołdowy, różne interpretacje, wytyczne, tłumaczenia. Ja przyjęłam Mołdowę, żeby mi się nie myliło z Mołdawią - regionem w Rumunii. Druga sprawa - język. To też skomplikowany temat, bo lata rusyfikacji i przynależności do ZSRR sprawiły, że wiele osób mówi po rosyjsku. W Kiszyniowie to chyba nawet znaczna część mieszkańców, co słychać na ulicy. Wiele etykiet po rosyjsku, menu w knajpie po rosyjsku. A język mołdawski? Nie istnieje! To "odmiana" rumuńskiego. Z ostatnich sondaży, o których czytałam, wynika, że 1/3 mieszkańców Mołdowy chciałaby przyłączenia do Rumunii... Skoro więc sami Mołdawianie maja problem z tożsamością narodową, to ciężko, żebym ja nie miała problemu ze zdefiniowaniem Mołdowy jako państwa.
Do tego dwa kolejne mołdawskie problemy, czyli Naddniestrze i Gagauzja - separatystyczne/autonomiczne części kraju czy republiki, formalnie należące do Mołdowy...
Kiszyniów
Czytałam o nim u Stasiuka, który pisał o białym blokowiskach na zielonych wzgórzach. 100% prawdy! Idealny opis Kiszyniowa. Miasto otaczają porośnięte drzewami (połowa powierzchni miasta to tereny zielone!!) wzgórza, a na ich szczytach bloki. Ten widok to wizytówka miasta.
Główna ulica miasta to Bulwar Stefan cel Mare si Sfant, porównywany do Pól Elizejskich (kto był w Paryżu, to się nie doszuka raczej podobieństwa...). Ciekawostka - całodobowe kantowy są tu na każdym kroku.
Dla mnie miasto na swój sposób niesamowite! Jakbym się cofnęła w czasie, jakby ZSRR nadal trwało. 1 maja przez Kiszyniów przeszedł wielki czerwony pochód 1-majowy z transparentami i pieśnią na ustach. Klimat absolutnie nie do podrobienia, warto zobaczyć na własne oczy. Miasto zbudowane z iście socjalistycznych rozmachem - szerokie ulice, wielkie bloki, monumentalne budynki rządowe. Śpimy w hotelu Cosmos żywcem wyjętym z filmów czasów PRL-u: kasyno, całodobowy kantor, zawartość i obsługa baru niezmienna od 30 lat, w lobby-barze ekskluzywne panie do towarzystwa...
Charakterystyczne dla Kiszyniowa było to, że ulice pustoszały tu koło 22-23 wieczorem. Knajpy się zamykały, nie było już gdzie usiąść. Od podejrzanych pubów czynnym 24h woleliśmy więc hotelowy bar z dekoracjami rodem z najlepszych lat ZSRR.
Za to jedzenie jakie... Dawno nie jadłam tak prawdziwego i nie oszukanego. Ser to prawdziwy ser, którego smaku już nie pamiętałam. Super delikatne ciasto na pierogi, gołąbki w liściach winogron:-)