Z dworca Termini w Rzymie w 30-40 minut można dostać się na lotnisko Fiumicino. Pociąg zatrzymuje się dosłownie w terminalu, a raczej w miejscu, gdzie zaczynają się taśmy do poszczególnych budynków terminali. Lotnisko jest bardzo duże, ale bardzo dobrze oznakowane i chyba łatwiej się po nim poruszać niż po naszych maleńkich Balicach.
Lecimy sporym airbusem na 230 osób, samolot jest prawie pusty, pilot uprzedza o silnych wiatrach i turbulencjach. Faktycznie, mocno nami rzuca, odechciewa mi się lądowania w Palermo. Lądowanie okazuje się chyba najgorszym w moim życiu, przez okno widzę na przemian wodę i niebo, tak nami huśta na boki.
Szczęśliwie wychodzimy z samolotu, lotnisko przypomina mi Tunezję, pustkowie dookoła, cisza, palmy. Znajdujemy autobus do centrum, a potem na miejscu szukamy naszego hotelu. Ulice i kamienice są bardzo zniszczone, śmieci leżą wszędzie, tynk sypie się ze ścian, zaczynamy się obawiać, czy nasz hotel nie będzie przypominał mijanych po drodze ruder. Na szczęście na miejscu okazuje się, że jest bardzo ok:-)
A zatem idziemy zwiedzać. Wydawało nam się, że Palermo jest większe, tymczasem okazuje się, że centrum i port można spokojnie obejść w ciągu całodniowego spaceru. Zaczynamy od Quatro Canti, które jest skrzyżowaniem najważniejszych ulic miasta (miejsce to przypomina wyglądem i klimatem Neapol), stoją tu też słynne dorożki. Obok znajduje się Piazza Pretoria z przepiękną fontanną. Główną ulicą jest Corso Vittorio Emanuele - na jednym końcu znajduje się Porta Nuova, a na drugim Porta Felice (przy porcie). Na tej ulicy położona jest też Cattedrale, potężny kościół z oryginalną fasadą.
Spacerujemy w stronę portu jachtowego, a potem przysiadamy na chwilę na ławce nam morzem, obserwując miejscowych rybaków, który łowią ryby i grillują je na poczekaniu. Dzień się powoli kończy, pora więc na pierwszy sycylijski posiłek (zjedliśmy już wprawdzie ryżową kulkę aranchini, a czas na coś większego). Pasta con sarde okazuje się miejscową rewelacją!
Drugi dzień w Palermo zaczynami od wizyty na targu. Ogromne i świeże ryby, owoce morza, stosy pomarańczy, oliwki, sery... Kupujemy tutejsze truskawki, chyba nawet w Polsce nie ma tak słodkich! Udajemy się następnie na dłuższy spacer poza centrum, chcemy zobaczyć słynne katakumby u Kapucynów. Z trudem, ale udaje nam się je znaleźć. W środku nie można robić zdjęć, ale za to widok pozostaje na długo w pamięci. Na ścianach wiszą szczątki - czasem szkielety, czasem dobrze zachowane zwłoki ze skórą, włosami i gałkami ocznymi. Ciał są tego całe korytarze.
W pobliżu katakumb szukamy czegoś, co według przewodnika ma być pięknym arabskich pałacem. Niestety, La Zisa okazuje się ruiną. W ogóle Palermo jest dość zaniedbane, a zabytki zapuszczone... Wracamy następnie do centrum pod znany z "Ojca Chrzestnego" Teatro Massimo. Zbliża się godzina 14, za godzinę mamy odebrać samochód z wypożyczalni. Dobrze, że zarezerwowaliśmy auto jeszcze w Polsce, bo widząc, co wyprawiają Sycylijczycy na ulicach, nie wiem, czy byśmy się na to zdecydowali. No ale teraz już nie ma odwrotu.