W przewodniku czytamy, że Miskolc jest jak obwarzanek - pusty i nieciekawy w środku, a wartościowy na brzegach. Byliśmy już kiedyś w jaskiniowych basenach w dzielnicy Tapolca, dlatego też teraz udajemy się zwiedzić dwie kolejne dzielnice miasta - Lillafüred i Diósgyőr.
Lillafüred słynie z bajkowego i potężnego hotelu Palotaszallo, który jest naprawdę cudownie położony. Znajduje się on bowiem w Górach Bukowych, u zbiegu rzeczek Garadna i Szinva, a także nad brzegiem jeziorka Hamori. Teren wokół hotelu to zaś spory park złożony z wiszących ogrodów, wśród których znajdziemy 20-metrowy, największy wodospad na Węgrzech - Szinva. Tutaj też znajduje się wejście do 400-metrowej jaskini Anna-barlang. Kilkaset metrów dalej odnajdziemy z kolej wejście do drugiej w Lillafüred jaskini - St. Istvan-barlang. Tą właśnie udaje nam się zwiedzić. Wejścia mają miejsce co pełnej godzinie, a przejście trasy zajmuje ok. 25 minut. Przewodnik jest niestety tylko po węgiersku, na szczęście dostajemy ulotkę w wersji angielskiej. We wnętrzu jaskini są bardzo ciekawe formy naciekowe i myślę, że warto zdecydować się na wejście do jaskini.
W Lillafüred znajduje się także stacja kolejki wąskotorowej, którą dojedziemy m.in. do Diósgyőr. My jedziemy samochodem i naprawdę nawigacja okazuje się nieoceniona. W Diósgyőr spodziewamy się znaleźć ruiny zamku, wypatrujemy ich na szczytach gór, a znajdujemy między... blokami i osiedlem domków jednorodzinnych. Tego się raczej nie spodziewaliśmy.
Niewielu tu turystów, ale może to i dobrze, bo w spokoju możemy pospacerować po zamku. Wchodzimy nawet na jedną z jego wież. Może i z tej XIII-wiecznej twierdzy nie zostało do dziś zbyt wiele, ale i tak zamek robi wrażenie.
Popołudniu, malowniczą trasą wiodącą przez Park Narodowy Gór Bukowych, wracamy do Egeru.