Wstajemy wcześnie rano i udajemy się na pociąg do Neapolu. Jest ich naprawdę sporo w ciągu dnia. Tylko trzeba sprawdzać taryfy i czas jazdy, bo są pociągi bardzo szybkie i bardzo drogie, ale też stosunkowo tanie, ale i niestety powolne. Na pewno można zaoszczędzić, kupując bilet wcześniej przez Internet. My tego jednak nie zrobiliśmy, dlatego teraz wybieramy opcję po środku – średni czas przejazdu, ale i cena przystępna.
Przy dworcu w Neapolu kupujemy mapę i trochę błądząc po krętych (ale urokliwych) uliczkach, kierujemy się na kolejkę jadącą na Zamek Św. Elma. Roztacza się z niego cudny widok na sam Neapol i Zatokę Neapolitańską. Widać też Capri i Wezuwiusza – choć słabo, bo pogoda nie jest idealna. Ale i tak widoki są pocztówkowe.
Schodząc w dół z Zamku niewielką uliczką z licznymi schodami, kierujemy się do tzw. dzielnicy hiszpańskiej. I tutaj typowe obrazki – ciasne ulice, wysokie kamienice, mnóstwo anten na dachach, pranie między budynkami, w sklepach wiszące u sufitów szynki dojrzewające, pizza na kawałki… Na ulicach straszny ruch, klaksony, skutery, trochę śmieci (jak to u południowców, ale nie aż tak, jak się straszy jeśli chodzi o Neapol). Prawdziwa Italia!
Robimy przystanek na pizzę. Nic dziwnego, że to Neapol uważa się za stolicę pizzy. Wybieramy najpierw najzwyklejszą pizzę z pomidorami za 1 euro za kawałek i jest to najlepsza pizza jaką kiedykolwiek jadłam! Totalna prostota, ale i totalnie pyszna. Już czuję, że długo w Polsce nie sięgnę po pizzę. Smak absolutnie nie do podrobienia.
Docieramy do słynnej Galerii Umberto I ze wspaniałym przeszklonym sufitem, a następnie nad morze i do portu. Spacerem wzdłuż nabrzeża dochodzimy do Castel Nuovo - Nowego Zamku, który oglądamy z zewnątrz. Tuż obok niego i zresztą w całym centrum Neapolu trwają ogromne prace budowlane – w mieście powstaje bowiem metro.
Powoli wracamy w stronę dworca, żeby złapać pociąg do Rzymu. Niestety, na Pompeje brakło czasu, ale będzie przynajmniej powód, żeby to wrócić:-) Bo Neapol urzeka, można się zakochać, to brama do włoskiego południa, do prawdziwych Włoch. Zobaczyć Neapol i… wrócić! Co do tego nie mam wątpliwości – jeszcze tu przyjedziemy, na dłużej.