Witamy w stolicy polskiego kiczu, gdzie tandeta na każdym kroku miesza się z góralszczyzną. Ale i tak warto tu raz na jakiś czas wpaść:-)
Zaczynamy od odnalezienia naszego pensjonatu. Okazuje się on być urokliwą willą w starym, zakopiańskim stylu. Z pokoju widok na Giewont... Cudo.
No to idziemy zmierzyć z Krupówkami. Nieprzebrane tłumy ludzi, znalezienie miejsca w knajpach jest niemal niemożliwe, wszędzie dookoła przebierańcy - ze trzech Janosików, Kubuś Puchatek, Czesio, na każdym kroku sprzedawcy wszystkiego - od pseudogóralskich wyrobów, poprzez chińszczyznę, aż po świetlne miecze rycerzy Jedi.
Trochę spacerujemy, ale generalnie szybko uciekamy z Krupówek.
O biletach na Kasprowy można pomarzyć (chyba że ktoś ma cierpliwość stać kilka godzin w kolejce), wjeżdżamy więc następnego dnia na Gubałówkę. Góra to może żadna, ale za to fajny widok.